Grzybobranie- to zajęcie pochłania mnie bez reszty przez ostatnie 3-4 weekendy. W połączeniu z dzisiejszą piękną pogodą i motocyklem to już w ogóle więcej mi do szczęścia nie trzeba =] W efekcie na koncie kolejne 150km nawinięte i koszyk grzybów.
Jesiennie
Konie (nie)mechaniczne
Tym razem więcej chodzenia, mniej jeżdżenia.
Niedzielne poranne mgły
Czyżby to był ostatni tak ciepły weekend w tym sezonie? :(
"Rozminęłam się z życiem gdzieś w pół drogi i teraz muszę je na nowo odnaleźć."
Fantastyczne zdjęcia!!!!!
OdpowiedzUsuńMnie jakoś grzyby nigdy nie porwały, ale gratuluję zajęcia :)
OdpowiedzUsuńDzięki Marta :)
OdpowiedzUsuńAdobi, nie wyobrażam sobie jesieni bez grzybobrania. Tego zapachu w domu jak się suszą i oczywiście potem grzybowej czy krokietów z grzybami =]
Ja to się w ogóle na grzybach nie znam.
OdpowiedzUsuń